poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Helsiński ogród botaniczny



Tuż przy dworcu kolejowym i autobusowym. Okrążony jedną z najruchliwszych ulic w centrum stolicy. Sąsiaduje z hałaśliwym kompleksem sportowym.
A mimo to, za jego murami mieszkają cisza i spokój. Drzewa i krzewy działają jak gąbka, chłonąc szum stołecznego życia. Zacienione alejki zapraszają do spaceru. Stojące gdzieniegdzie ławki wydają się być stworzone do odpoczynku. 
Każda, najmniejsza nawet krzewinka jest opisana stosowną etykietką (te trujące dodatkowo znakiem ostrzegawczym z wymowną trupią czaszką). Po przekroczeniu bramy zanurzamy się w gąszcz wysokich drzew i roślin, które są w stanie przetrwać długie północne zimy. Ta część ogrodu jest zacieniona, chłodna, rośnie tam niewiele kwiatów. Prawie natychmiast robi się cicho. Nawet odwiedzający ściszają głos i zwalniają kroku.



I wtedy gąszcz nagle się kończy, a alejki prowadzą do rozległego ogrodu i niekończącego się dywanu kwiatów. W powietrzu roi się od owadów, zapach kwiatów jest delikatny, ale wyraźny.

Pośrodku ogrodu stoi potężna szklarnia. W jej wnętrzu zgromadzono niezwykłą kolekcję egzotycznych roślin, ułożonych według regionów, w których występują. Wchodzimy więc do tropikalnego lasu deszczowego, by chwilę później przekroczyć próg sawanny, a potem przystanąć przy stawie, porośniętym liliami wodnymi. 

Powietrze jest gęste i wilgotne, lub też suche i gorące. Czasem pachnie leśne runo, a czasem można wyczuć delikatny zapach cytrusów.

Odwiedziny w ogrodzie botanicznym to teatr zmysłów.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz