środa, 21 sierpnia 2013

Esja - każde miasto musi mieć swoją górę!

Czym dla panoramy Krakowa jest Kopiec Kościuszki, tym dla Reykjaviku jest wznosząca się majestatycznie pod drugiej stronie zatoki Esja. Ta niezbyt wysoka (bo wyrastająca „tylko” 914 metrów nad poziom morza) góra dominuje nad całym miastem  wraz ze swoim południowym stokiem, który dosyć stromo zdaje się opadać wprost do Oceanu.


Jednak wbrew pozorom to nie stromizna ścian jest największym problemem związanym z wejściem na szczyt, a samo dotarcie do oddalonego o 20 km od centrum miejsca zwanego Esjuberg, skąd bierze swój początek znakomita większość dróg na Esję. Dostać się tam najlepiej jak wszędzie w Islandii – własnym samochodem.  Dla nie posiadających takich luksusów pozostają dwie możliwości: auto-bus lub auto-stop, z których (jak było dane nam się przekonać) równie trudno skorzystać. Jadąc autobusem trzeba zaopatrzyć się w tzw. „transfer ticket”, dzięki któremu za 350 ISK będziemy w stanie przejechać dwiema liniami z samego centrum aż do Esjuberg. Autostop  wymaga więcej poświęcenia, bo żeby mieć szanse coś złapać, czy to w stronę Esji czy gdziekolwiek indziej, trzeba okazać więcej hartu ducha i pomaszerować ze 5 km na przedmieścia Reykjaviku, gdzie faktycznie zaczyna się słynna droga nr 1.

Samo wejście na szczyt jest ponad godzinną wędrówką po dosyć stromym zboczu, na którym pełno mieniących się w odcieniach czerwieni skał pochodzenia wulkanicznego, przeplatających się z zielenią skarłowaciałych brzóz i całą paletą kolorów sporej ilości gatunków kwiatów. Im wyżej, tym krajobraz zdaje się coraz bardziej przypominać ten na księżycu. Powyżej miejsca nazywanego „Steinn” szlak zaczyna piąć się po dosyć stromych skałach (w niektórych miejscach zainstalowano nawet całkiem solidne łańcuchy), wyprowadzając na pierwsze rozległe wypłaszczenie – Thverfellshorn, z którego można podziwiać przepiękną panoramę okolic Reykjaviku. 

Reykjavik!
Trzy kolory
Większość lokalsów jak i turystów kończy tu swoją wędrówkę. I niech żałują! Idąc 20 min w głąb płaskowyżu w kierunku właściwego wierzchołka Esji, dochodzi się do ni to grani ni uskoku, z którego otwiera się widok na przeciwną stronę góry- przepiękną dolinę polodowcową, której środkiem spokojnie meandruje rzeka wprost do Oceanu.

Prosto do Oceanu


!
Każda góra wymaga ofiar!

Bardzo odludne miejsce... księga gości na Steinn



Końca nie widać
Ubezpieczenia na szlaku

 

Trzeba mieć szczęście urodzić się i mieszkać w mieście, z którego równie blisko nad morze co w góry, w wypadku których „wysokość nad poziomem morza" nabiera całkiem dosłownego znaczenia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz