wtorek, 20 sierpnia 2013

Back to school


- Ucz się! - idę o zakład, że to najczęściej dawana dzieciom przez dorosłych rada. Lek na całe zło, remedium na troski o przyszłość. Rzeczywiście, kiedyś sytuacja była oczywista. Jesteś zdolny, zdasz do dobrego liceum, dostaniesz się na studia i wylądujesz na posadce. Ale świat się zmienia. Dziś wykształcenie nie gwarantuje niczego, pracę łatwiej zdobędzie absolwent szkoły zawodowej, a mało znany uniwersytet to żaden uniwersytet.
To, czego dowiedziałam się o systemie edukacji w Finlandii postawiło na głowie moje myślenie drodze do dobrego wykształcenia.

Po pierwsze, szkoły w Finlandii nie różnią się między sobą poziomem. Nie, nie różnią się. Naprawdę się nie różnią! Nie ma szkół lepszych, starszych, bardziej znanych, lub gorszych, trudniejszych, mniej lubianych. Każde dziecko ma do szkoły maksymalnie 5 kilometrów i bez względu na to, czy pochodzi z bogatej czy biednej rodziny, idzie do tej szkoły, która jest najbliżej jego domu. 
Niesamowite, prawda?
No tak, ale podstawówka to w sumie jeszcze nie wykształcenie. Uniwersytet to już inna sprawa, pomyślicie. Otóż nie. Kilkakrotnie pytałam fińskich maturzystów: i co, na którą uczelnię się wybieracie? I w 100% przypadków słyszałam nazwę uczelni z najbliższego miasta. I jeszcze pobłażliwe wyjaśnienie: w Finlandii uniwersytety nie współzawodniczą ze sobą.
W tym miejscu pojawia się pytanie: skoro nie współzawodniczą, to znaczy, że się nie rozwijają, prawda? I znów błąd. Uniwersytet w Helsinkach zajmuje obecnie bodajże 73. miejsce w światowym rankingu uniwersytetów (dla porównania, najlepsze polskie uczelnie zajmują miejsca dopiero w 3. setce!)
A szkoły podstawowe? Czy brak wyścigu na drodze do zdobycia najlepszych uczniów nie odbija się na wynikach, jakie osiągają? Ponownie odpowiedzi brzmią: nie, nie! W testach PISA Finlandia od wielu już lat zajmuje miejsce w pierwszej piątce.

No tak, westchniemy, taki system na pewno słono finów kosztuje. No cóż, nie wiem, ile wynosi kwota przeznaczana w Polsce na roczną edukację jednego dziecka. Dziś dowiedziałam się, że w Finlandii ta kwota wynosi nieco ponad 5 tys. euro rocznie. 8 tys. w przypadku ucznia liceum.
Dużo?
Pewnie tak. Ale dzięki temu fińskie dzieci:

  • dojeżdżają do swoich szkół za darmo
  • nie muszą kupować podręczników
  • najmłodsi pracują na iPadach, starsi na laptopach
  • dostają na stołówce codziennie ciepły posiłek i przekąski - za darmo
  • mogą uczestniczyć w dodatkowych warsztatach i kółkach zainteresowań - także za darmo
  • uczą się w czystych, nowoczesnych, doskonale zaprojektowanych budynkach
  • kształcą się pod okiem nauczycieli, których wykształcenie gwarantują niezwykle ciężkie i wymagające studia, na które bardzo trudno się dostać
  • wykształcenie wyższe i studia doktoranckie są darmowe



Po godzinach studenci mogą korzystać z wielu nowoczesnych, świetnie wyposażonych nie tylko w książki i czasopisma, ale również we wszelkie materiały multimedialne bibliotek.
Dzisiaj w południe miejsko-uniwersytecka, wielopiętrowa biblioteka w Helsinkach była cała zatłoczona. 


Cristina z Hiszpanii nie mogła powstrzymać emocji. U niej na płatnym państwowym uniwersytecie sale nie są ogrzewane zimą, bo uczelnia jest zadłużona i zalega z wypłatami na wykładowców. Jej siostrzeniec może tylko pomarzyć o kolorowych salach i nowoczesnym sprzęcie.

A jak oceniacie szkoły i uniwersytety w Polsce?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz