środa, 9 października 2013

Jeśli piekło istnieje



Jeśli źli ludzie trafiają do piekła, które znamy z kazań i legend, gdzie w smrodzie siarki hasają demony, a w bulgoczącej smole topią się grzesznicy, to my stanęliśmy  u jego bram. Islandzkie piekło nazywa się Hverir i leży w północno-zachodniej części magicznego jeziora Mývatn, tuż przy głównej islandzkiej drodze nr 1. To tylko godzina drogi od położonego w północnej części wyspy Akureyri, drugiego co do wielkości miasta w Islandii poza rejonem Reykjaviku. Dojeżdżamy do miejscowości Reykjahlið przy skraju jeziora Mývatn, stamtąd drogą nr 1 na północ, gdzie po przekroczeniu przełęczy Námaskarð wkraczamy do apokaliptycznej, dymiącej siarką krainy Hverir.












W niektórych sadzawkach woda ma temperaturę 100 st. C, więc po całym obszarze poruszamy się wyłącznie wytyczonymi ścieżkami. Czasem nawet nachylenie się nad taką kipielą może spowodować oparzenia z powodu gorących oparów, unoszących się w powietrzu.

Nie muszę chyba dodawać, że zapach siarki nie należy do najprzyjemniejszych. To klasyczne "zgniłe jaja", które tutaj "pachną" z iście diabelską mocą. Co wrażliwsi zasłaniają nos szalikami, a po dłuższym spacerze ubrania mogą jeszcze przez kilka godzin przypominać nam o piekielnym Hverir.






Żeby nabrać świeżego powietrza w płuca, postanowiliśmy spojrzeć na Hverir z wysokości, wspinając się na - także dymiącą - górę Námafjall (374 m n.p.m.) Szlak także został precyzyjnie wytyczony i ograniczony barierkami. Lepiej z niego nie zbaczać, bo w całym masywie góry możemy natknąć się na szpary, w których wrze siarkowa woda. Ziemia wokół jest bardzo rozgrzana, a na skutek osadów siarki przybiera jasny biało-zielonkawy odcień. Za to widok ze szczytu Námafjall wart jest półgodzinnego marszu. 

Wszak na piekło zawsze lepiej patrzeć z góry, prawda?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz