wtorek, 6 sierpnia 2013

Jak to się stało, że się stało, jak się stało?


"... no i postanowiłam za wszelką cenę dowiedzieć się, gdzie mieszka, przecież musiałam poprawnie zaadresować kopertę. Jakoś nie wierzyłam, że mama zrobi to jak należy. Sięgnęłam więc do grudniowych gazet. uważnie prześledziłam wszystkie publikacje i udało się! Moje pierwsze dziennikarskie śledztwo wykazało, że Święty Mikołaj mieszka w Rovaniemi, fińskim mieście, tuż za kołem podbiegunowym."

Podchodząc do sprawy trochę z biegu, w ten właśnie sposób zareklamowałam swoją kandydaturę do programu dla zagranicznych korespondentów. Dodałam jeszcze kilka słów o mojej muminkowej miłości, nadmieniłam o sentymencie do Nokii i wspomniałam o tym, jak cenię fińskie równouprawnienie i dbałość o ochronę środowiska. Wysłałam 10 minut przed zakończeniem przyjmowania zgłoszeń.
Telefon zadzwonił kilka tygodni później i, ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, przemiła Pani z Ambasady Finlandii w Polsce zaprosiła mnie na rozmowę kwalifikacyjną. Z duszą na ramieniu (bowiem na Muminkach, parkach narodowych i niezawodnych telefonach moja wiedza o Finlandii zdecydowanie się kończy) pojechałam porannym pociągiem do stolicy.
Napięcie zaczęło spadać, gdy na drzwiach Ambasady zobaczyłam ogromny plakat z Mamusią Muminka i Tatusiem Muminka. Potem było już tylko lepiej. Pan Ambasador, Jari Vilén, okazał się być przemiłym człowiekiem, niezwykle ciepłym i otwartym, a po kilku minutach rozmowy znaleźliśmy wspólny temat - operę. Spotkanie minęło błyskawicznie i byłam naprawdę dobrej myśli. Kiedy tylko wyszłam za drzwi, Pani Magdalena, która towarzyszyła nam w całej rozmowie, szepnęła mi na ucho:
- Ja nie wiem, czy Pani dobrze nas zrozumiała. Już podjęliśmy decyzję. Helsinki czekają na Panią...!




Przemieszczam się, więc jestem. O 18.00 wyszłam z krakowskiego mieszkania, o 00.30 przekręciłam klucz do mojego fińskiego pokoju. Lot Finnairem, najbezpieczniejszą linią lotniczą na świecie, przebiegł bez problemów (małe turbulencje gdzieś nad... Łodzią?).

Powitanie było ciepłe i pyszne, w siedzibie Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Jeśli czytając słowo "ministerstwo", macie przed oczami potężny gmach z licznymi gabinetami i niekończącymi się korytarzami, to jesteście w błędzie. Budynek jest nowoczesny, niziutki, zbudowany z drewna i czerwonej cegły. Sale w środku wyglądają raczej jak pokoje, jest zaplecze kuchenne, obrazy na ścianach i wieszaki na kurtki. Domowo. I dobrze, bo przez najbliższe cztery tygodnie, to będzie mój drugi dom. Mój i 18 innych fantastycznych młodych dziennikarzy z całego świata.

Oficjalnie...

...i mniej oficjalnie!
Wieczorem w programie znalazł się rejs statkiem wśród malowniczych wysepek, rozsianych niedaleko Helsinek. Żaden z fotografów, amatorów zachodzącego słońca nie musiał się spieszyć, bo o tej porze roku zachodu trwają tutaj prawie dwie godziny ;-) Słońce powoli chyliło się w stronę wody, a ja mogłam jeszcze raz zastanowić się nad przedziwnym zbiegiem okoliczności, który pchnął mnie pomiędzy helsińskie wysepki, po drugiej stronie Bałtyku.






To co, płyniecie ze mną? :-)

1 komentarz: