Przed wylotem na wyspę ułożyłem sobie w głowie obraz
Islandii, krainy mlekiem i miodem płynącej. Po przylocie na wyspę przyszedł
czas na jego dekonstrukcję, w której udział wziął deszcz, niemiłosiernie
zacinający tuż po opuszczeniu terminalu lotniska w Keflaviku, szarość dnia
następnego, spajająca barwy nieba z
kolorami większości budynków w Reykjaviku, do spółki z przenikającą melancholią
miasta, którą przesiąkają ulice i snujący się po nich ludzie. Nie ma co jednak
popadać ze skrajności w skrajność. Z tego jak miało być i z tego jak jest powstała
niesamowita normalność. Normalność miejsca dumnie zwanego stolicą kraju, gdzie
ambasada Francji mieści się w niewielkim domu jednorodzinnym, a najbardziej
okazałym budynkiem w centrum jest miejski dom kultury. Miejsca, gdzie
policjanci z reguły nie gonią złodziei, mając czas na pokazywanie młodym
tricków na deskorolce. Wreszcie miejsca, gdzie nie trzeba stać dłużej niż 10
sekund przed mapą dzielnicy, żeby zaraz znalazł się ktoś, kto tę mapę zastąpi z
uśmiechem na ustach. To właśnie jest Reykjavik – najbardziej na północ położona
stolica państwa na świecie. Żyjąc pomiędzy Oceanem a górami, górami i Oceanem
zdaje się, że można odkryć nowe zasady odpoczynku i zmienić podejście do
otaczającego świata. Jak będzie, to się okaże. Już teraz jednak nie mam
wątpliwości, że to co przez chwilę zdawało się być rozczarowaniem, jest
początkiem ciekawej przygody! I nie zmieni tego fakt, że w każdym sklepie, nie
ma znaczeniu czy kiosk czy supermarket, znajdzie się wyprodukowane w Cieszynie
Prince Polo!
Pamięci Vikingów
Centrum kultury Harfa w tle
Hallgrímskirkja- największy kościół w całej Islandii
A na koniec i początek jednocześnie wyjątkowo optymistyczne dźwięki, prosto z Islandii:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz