Dwa Bieguny wylądowały już z
powrotem w Polsce, ale myśli krążą wciąż, gdzieś nad Islandią. Dzisiaj
zabierzemy Was w ostatnią z dalszych podróży, jakie odbyliśmy na Wyspie. Dzień
już był coraz krótszy, a śnieg powoli zasypywał drogi. Był to ostatni dzwonek,
żeby ruszyć na dalekie południe. Pięć godzin jazdy w jedną stronę, dla
kilkudziesięciu minut w miejscu, które bez przesady można nazwać cudem
przyrody. Do tego doborowe towarzystwo i cała wyprawa musiała być udaną!
Jökulsárlón, nazywane również Glacier Lagoon,
to wciąż powiększające się jezioro powstałe wskutek stopniowego topnienia
lodowca Breiðamerkurjökull. Stopniowo, od lat 20. XX wieku, jezioro powiększa
swój rozmiar, będąc obecnie najgłębszym jeziorem na Islandii. Jednak to nie
rozmiary czynią to miejsce jedną z najważniejszych atrakcji turystycznych
Wyspy. Najważniejszy tu jest krajobraz, który natychmiast przenosi wszystkich
odwiedzających w surowy klimat Arktyki.
Z Reykjaviku do Jökulsárlón
możemy dotrzeć jadąc słynną Road no. 1. To blisko 400 km jazdy przez
islandzkie bezdroża.
Kto jednak nie wybiera się w najbliższym czasie na Wyspę,
nie musi rezygnować z oglądania tego zapierającego dech w piersiach miejsca.
Wystarczy włączyć telewizor i obejrzeć jeden z dwóch filmów o przygodach Jamesa
Bonda: Zabójczy widok lub Śmierć nadejdzie jutro:
Ok, dosyć pisania. Niektóry
obrazy trudno opisać, po prostu trzeba je zobaczyć!
Kto chce, może po jeziorze popływać |